Jako mieszkanka Nowego Portu często zadaje sobie pytanie o fenomen naszej dzielnicy. Zastanawiam się, skąd w nas mieszańcach oraz stałych bywalcach Nowego Portu budzi się tak ciekawa i twórcza refleksja? W jaki sposób tę przestrzeń doświadczamy, za co cenimy, za co nie znosimy, a za co kochamy? Wiedząc, jaką Nowy Port cieszy się opinią, tym bardziej jestem zafascynowana tym fenomenem. Nowy Port to przede wszystkim ludzie i ich osobowość. W tym krótkim felietonie przyjrzę się niektórym z nich.

W pierwszych latach powojennych, Nowy Port odgrywał strategiczne znaczenie przy gdańskim przeładunku pomocy amerykańskiej UNRRA. W tutejszym porcie oraz bliskiej Gdyni, cumowały statki z wagonami wypełnionymi wszelkimi dobrami potrzebnymi zrujnowanemu państwu. Przy naszym Nabrzeżu pracowało wówczas około tysiąca dokerów – młodych mężczyzn  z różnych stron kraju, przeważnie jeszcze bez rodzin i rehabilitujących się po trudach wojennych. Dokerzy pracujący przy wyładunku byli wynagradzani nieregularnie, głodni pracowali przy rozładunku żywności. 10 sierpnia 1946 roku doszło do kulminacji niezadowolenia wśród dokerów, którzy w ramach protestu postanowili rozpocząć strajk. W efekcie starć z UB śmierć poniosło kilka osób po obu stronach barykady, a zbuntowanych dokerów dosięgnęły represje.

Siegając wstecz, przed 1939 rokiem, źródła historyczne podają o działalności dwóch pisarzy i poetów: Eduarta K. Ertela (1793-1860) oraz Maxa Kiesewettera (1854 – 1914). Pierwszy zapisał się w historii dzielnicy przede wszystkim jako organizator i dyrektor pierwszej tutejszej szkoły, drugi natomiast przysłużył się do utrwalenia opisu życia codziennego osady z pryzmatu beztroskiego dzieciństwa („Dawno temu w Nowym Porcie.”).

Więcej wiemy o osobach tworzących w czasach nam najbliższych, tj. już w realiach zapomnianej dzielnicy ‘latających noży’.  Jak sam przyznaje Tomasz Lipa Lipnicki, lider i założyciel zespołów Illusion i LiPaLi w jednym z wywiadów: „być może potrzeba trudnych warunków, aby wykuwać trudne charaktery”. Pytany o początki fascynacji muzyką wspomina odsłuchiwanie płyt zdobytych od znajomego marynarza, gdzieś na poddaszu przy ul. Krzywej.  Być może tutaj znajdujemy trop odpowiedzi…Gdyby nie warunki totalnego braku i potrzeba ukierunkowania nastoletniej pasji i determinacji, wg Adriana Lipskee Lipińskiego, tancerza i choreografa, jego ścieżka potoczyłaby się zupełnie inaczej. Wspólnie z Bartoszem Cetowym Turzyńskim i innymi kolegami, trenowali taniec uliczny w zupełnie prowizorycznych warunkach „pod chmurką”. Nie mieli pojęcia, że podobne nurty taneczne rozwijają się za oceanem. Stopniowo dowiadywali się z kaset VHS przekazywanych z rąk do rąk. Jak przyznaje Iwona Woźniewska, animatorka kultury: „fenomen polskiej kultury hip hopu rodził się w Nowym Porcie. Ludzie ćwiczyli break dance, nie wiedząc  że to samo się robi w Nowojorskim Bronxie”. Lokalną tożsamość i tego integralność środowiska podkreśla również raper o pseudonimie Wimek, melorecytując w utworze NPC „wszyscy znają się tu, tworzą coś dla siebie”.

Nowoporcka przestrzeń niewątpliwie inspiruje do jej uchwycenia w światłoczułe ramy: na Instragramie można znaleźć 2745 postów oznaczonych #nowyport! W tym miejscu nie można nie wspomnieć o Piotrze Połoczańskim konsekwentnym kronikarzu dzielnicy i spirytus movens rozwoju reportażu wśród lokalnych fotografów. Jego determinacja, uważność i serdeczny stosunek do dzielenia się wiedzą, w mojej ocenie wzmacnia poczucie wyjątkowości w mieszkańcach.

Wspomniałam tylko o osobach dla mnie najważniejszych, pewnie inni mieszkańcy mniej lub bardziej się ze mną zgodzą. Trudno wszystkich wymienić z nazwiska i wyczerpująco opisać, i tych szczególnie tutaj przepraszam (Pani Basiu!). Obok artystów lokalnych i tych pracujących w CSW Łaźnia, działa niemała grupa animatorów i społeczników, którzy nie wiadomo skąd znajdują co roku energię na coraz to ciekawsze inicjatywy. W Porcie siła!

Trudne czasy powojenne. Strajk Dokerów

W pierwszych latach powojennych, Nowy Port odgrywał strategiczne znaczenie przy gdańskim przeładunku pomocy amerykańskiej UNRRA. W tutejszym porcie oraz bliskiej Gdyni, cumowały statki z wagonami wypełnionymi wszelkimi dobrami potrzebnymi zrujnowanemu państwu. Przy naszym Nabrzeżu pracowało wówczas około tysiąca dokerów – młodych mężczyzn  z różnych stron kraju, przeważnie jeszcze bez rodzin i rehabilitujących się po trudach wojennych . Wyobraźmy sobie, że Nowy Port był wówczas jednym wielkim hotelem robotniczym. Rdzenna ludność właśnie porzuciła swoje domy, natomiast w Polsce trwało zasiedlanie Ziem Odzyskanych.

W zrujnowanym kraju szalała inflacja, natomiast jedzenie można było kupić wyłącznie na kartki. Obecność statków z tak atrakcyjnym towarem, przyciągała rozmaitych „specjalistów” od przemytu, handlu walutą i mewek pracujących w okolicznych knajpach marynarskich. W porcie dochodziło do regularnego okradania pociągów z pomocą rozwojową, które miały odjechać w głąb Polski. Władze zdecydowały się eskortować wagony przez służby mundurowe. Tymczasem dokerzy pracujący przy wyładunku byli wynagradzani nieregularnie, głodni pracowali przy rozładunku żywności. Są to fakty, o których wiemy na pewno.

20150612_maslowski (7)

10 sierpnia 1946 roku doszło do kulminacji niezadowolenia wśród dokerów, którzy w ramach protestu postanowili rozpocząć strajk. Zgromadzenie próbowali spacyfikować funkcjonariusze UB. Doszło do starć i samosądu wobec będącego na służbie ubeka Karola Gronkiewicza. W efekcie regularnej bójki śmierć poniosło kilka osób po obu stronach barykady. Strajk zlikwidowano czwartego dnia, rozpoczynając okres represji  wobec pracowników przeładunku i de facto mieszkańców Nowego Portu. Wśród nich były długoletnie wyroki, zesłania w głąb ZSRR a nawet wg niektórych źródeł zatopienie statku z aresztowanymi. Reżim postanowił „obdarować” mieszkańców nowymi nazwami głównych ulic, pochodzącymi od ofiar strajku, kojarzonych z UB tj. K. Gronkiewicza (dzisiejsza ul.Strajku Dokerów), J.Łodo (ul. Floriańska), K.Łowczyńskiego (ul. Góreckiego). Relacje z przebiegu wydarzeń sierpniowych różnią się w zależności od źródeł. Czytelników pragnących bardziej precyzyjnych informacji zachęcam do sięgnięcia do źródeł historycznych, dostępnych m.in. w zasobach cyfrowych IPN.

 

Prom Wisłoujście i jego Nowy Port

Prom Wisłoujście jest zbudowanym w 1977 roku statkiem pasażersko – samochodowym, który na stałe wpisał się w krajobraz Nabrzeża Zbożowego i całej dzielnicy Nowy Port. Zapewnia przeprawę z Nowego Portu do Wisłoujścia, z której głównie korzystają pracownicy portu, oraz w sezonie turyści chcący dotrzeć do Twierdzy i Pomnika Westerplatte. Jest w stanie pomieścić 18 samochodów i 50 pasażerów. Nie ma obecnie w Polsce promu, który by pasował do przyczółków po obu stronach Martwej Wisły.

nowy_port1

Najprawdopodobniej jest to najdłużej działająca przeprawa w Polsce. Połączenie było istotne od kiedy pojawili się pierwsi mieszkańcy po obu stronach brzegu  tj. od XVI w.(niektóre źródła podają XIII w.).  Do 1945 roku Wisłoujście było integralną częścią Nowego Portu, zaś w 1912 roku czyli zanim Westerplatte stało się jednostką wojskową, na wodach Martwej Wisły kursowało w ciągu dnia aż pięć promów!

Basowe pomrukiwania jego silników i klekot wyjeżdżających samochodów wpisuje się w stały pejzaż dźwiękowy portowej osady. Myślę, że nie ma mieszkańca, który by nie znał członków jego załogi.

Trudno pogodzić się z tym, że po 31 maja prom przestanie kursować w skutek otwarcia tunelu pod Martwą Wisłą. Jego los nie jest znany – najprawdopodobniej zostanie sprzedany. Lecz jak mawiają marynarze – w każdym rejsie jest jakiś nowy port. Życzę więc Wisłoujściu i jego załodze szczęśliwego dotarcia do kolejnego nowego portu!


Autorka: Katarzyna Werner, Lokalna Przewodniczka po Nowym Porcie